wtorek, 23 grudnia 2014

II.

Z ociąganiem wyłączyła budzik. Przetarła twarz i zaczęła się przygotowywać. Była gotowa już przed ósmą. Gdy weszła na śniadanie straciła orientację, trochę jej zajęło zanim znalazła Harry’ego i resztę. Usiadła na ławce pomiędzy Wybrańcem a Rudzielcem i nalała sobie kawy, jeszcze nigdy nie była, aż tak śpiąca

-Mam pierwsze eliksiry z Slughornem, koszmar.-powiedziała Ginny teatralnie się wzdrygając.-Ale sama chciałam być magomedykiem, to teraz mam.
-A ja mam teraz obronę przed czarną magią, dwie godziny. Później godzinę przerwy i transmutację, a po lunchu lecę na numerologię. Kocham ósmą klasę.- Ginny pokazała Annabelle język, po czym obie wybuchły śmiechem.


Hermiona podekscytowana rozlała herbatę na spodnie Rona i to w dość kłopotliwym miejscu. Twarz Rudego przybrała barwę piwonii, ale Herm niczego nie zauważyła.
-A ja mam wszystkie lekcje, dzięki temu nic mnie nie ominie.
Wszyscy jęknęli w duchu, ale i tak mimo wszystko podziwiali zapał Hermiony. Harry i Ron opuścili wcześniej śniadanie (pewnie z powodu spodni Rona), a Ginny usiadła obok Annabelle.


-Ana, możemy porozmawiać?


Dziewczyna wzięła do ust ostatni kęs kanapki i pokiwała głową. Ginny zatrzymała się pomiędzy posągiem jakieś czarownicy, a zbroją. Była dość zakłopotana. Zagryzała wargę i na zmianę: otwierała usta po czym je zamykała. W końcu wypuściła powietrze i jednym tchem powiedziała:


-Annabelle, czy łączy cię coś z Harrym?


Annabelle o mało nie zakrztusiła się. Wybraniec dopiero co powiedział, że cieszy się z takiej przyjaciółki, a Ruda pyta czy jest między nimi coś więcej. Uśmiechnęła się do niej pokazując rząd idealnych zębów.


-Nie Gin, między nami nic nie ma. Harry jest cały twój.


Ruda zrobiła wielkie oczy.


-C co? Niee, Harry i ja?- rozpaczliwie zaczęła się śmiać-Teraz to dowaliłaś.


Annabelle popatrzyła na nią wzrokiem typu „Jaasne”. Ściszyła głos i powstrzymywała śmiech.


-Myślisz, że nie widzę, jak na niego patrzysz, śmiejesz się z beznadziejnych żartów…- zaczęła wyliczać na placach, ale Ginny zasłoniła jej usta ręką.


-Ale nie powiesz mu?-Bella pokręciła głową- Dziękuje! A teraz lecę na te eliksiry. Do zobaczenia na lunchu!


***

Po transmutacji Annabelle udała się na lunch. Uśmiechała się pod nosem, ponieważ jako jedynej za pierwszym razem udało się przetransmutować ołówek w zwierzę. Niedaleko niej stał Malfoy z grupką jakiś roześmianych dziewczyn. Chichotały przy nim, jakby był najśmieszniejszym człowiekiem świata, a tak naprawdę chciały by zaprosił je do swojego pokoju i Bóg raczy wiedzieć co jeszcze. Pokręciła głową, były takie głupie. Po za wyglądem co on mógł mieć? Owszem był czarujący i miał w sobie to coś, ale przecież to był, w zasadzie jest, najwredniejszy chłopak pod słońcem. Ile biedna Hermiona musiała przez niego wycierpieć. Och oczywiście. Słyszała te bujdy, że już się zmienił, że wyrwał się spod władzy rodziców i nie patrzy na ludzi inaczej z powodu „czystości” krwi. Ale grzechy z przeszłości zawsze pozostaną. Zdała sobie sprawę, że cały czas stoi i się na nich gapi. Malfoy popatrzył na nią i uśmiechnął się po cwaniacku, ale najwidoczniej stwierdził, że jest niewarta jego czasu i spuścił z niej wzrok. Annabelle opuściła głowę i weszła do wielkiej Sali. Usiadła obok Ginny z kwaszoną miną. Dlaczego tak nagle zepsuł jej się humor? Gdy wyszła z klasy McGonagall to czuła się świetnie, co mogło zepsuć jej humor? No tak, Malfoy. Ale… Ale on nic nie zrobił. Po prostu ją olał. Właśnie, olał. Olał ciebie i zajął się innymi, ładniejszymi-jakiś cichy głosik odezwał się w jej głowie. Dźgnęła widelcem mięso leżące na jej talerzu. Od zawsze miała świadomość, że jest raczej mało atrakcyjna dla płci przeciwnej, ale nie przejmowała się tym. Podczas, gdy wszystkie dziewczyny całowały się w pustych salach-ona się uczyła, gdy one płakały z powodu złamanych serc-ona się dobrze bawiła. Ale teraz sama chciałaby całować się w pustych klasach, umawiać się na randki, spędzać razem walentynki, serce zaczęło jej szybciej bić, a ja twarzy wstąpił lekki rumieniec, przeżyć ten pierwszy raz…


-Annabelle!-dziewczyna, aż podskoczyła. Ginny zachichotała-jesteś jakaś nieobecna, wszystko gra?


-Nie Ginny, nic nie gra-westchnęła i wróciła do dziobania w talerzu. Ruda ściszyła głos i przysunęła się do koleżanki.


-Co jest?


-Ja wiem, że to głupie, ale…ugh, ja po prostu chce być kobieca!-zacisnęła pięści po czym wbiła nóż w talerz rozbijając go. Cała sala zamilkła i spojrzała w jej stronę. Wszyscy oprócz niego. Sama nie wiedziała dlaczego jej tak zależy, żeby na nią spojrzał. Nie podobał jej się, ba! nie chciała mieć z nim do czynienia, a jednak wciąż miała nadzieję, że na nią popatrzy. Westchnęła, a na co on miałby patrzeć? Na szeroki sweter? Czy na wiecznie związane włosy?


-Wow, dziewczyno.-Ginny złapała ją za dłoń.-Chyba wiem co na to zaradzić. I nie kończąc obiadu wyszła z Sali ciągnąć za sobą Annabelle.


***


-Ale jesteś pewna?-Ginny po raz kolejny przewróciła oczami. Właśnie miała rzucić zaklęcie na jej włosy, ale Annabelle wciąż zmieniała zdanie. W końcu Ruda nie wytrzymała.


-Siedź już cicho i daj mi pracować! Za chwilę będę miała zajęcia z ratowania życia, a póki co zajmuje się twoimi włosami do cholery!


Tak wściekłej przyjaciółki jeszcze nie widziała. Zamknęła usta i pozwoliła działać Ginny. Ta rozpuściła jej długie do pasa włosy. Zacmokała.


-Dziewczyno, czy ty w ogóle zajmujesz się tymi włosami?- I kilkoma zaklęciami przywróciła im blask. Następnie wyprostowała je i czymś spryskała. Przywołała swoją kosmetyczkę i dokładnie wytłumaczyła Annabelle co do czego służy i jak należy je stosować. Efekt końcowy był zniewalający. Rozpuszczone włosy dodały jej kobiecości, a lekki, ale efektowny makijaż-seksapilu. Ginny klasnęła w dłonie.


-Wyglądasz cudownie, ale dobrze wiesz, że te ciuchy-zdegustowana popatrzyła na za duży sweter- w ogóle się nie nadają.


Podeszła do szafy dziewczyny i wyrzuciła dosłownie wszystko. Załamana chciała namówić Annabelle na wypad na miasto, gdy w oczy rzuciły jej się dwa kartony. Gdy zapytała co tam jest, dziewczyna odpowiedziała tylko, że „ciuchy, które były tak śliczne, że je kupiłam, ale nigdy nie założyłam”. Podekscytowana otworzyła wieko i zaniemówiła. Spódniczki, sukienki, sweterki, szpilki, baleriny…


-Ja chyba śnię…


-Ładne prawda?


Ginny otworzyła szeroko oczy i wyciągnęła parę czarnych szpilek, co najmniej 10 centymetrowych.


-Ładne?! Miałaś takie cudeńka w szafie i nigdy ich nie założyłaś? Dziewczyno teraz, to każdy będzie się za tobą oglądał!


I z zapałem zaczęła kompletować strój Annabelle, dając jej przy tym wszelkiego typu porady. W końcu podała dziewczynie gotowy strój.


-Leć się przebierz.-w jej oczach pojawiły się iskierki. Annabelle natomiast wahała się. Nagle zadzwonił dzwonek. Ruda pisnęła.-Lecę na lekcję, ale ty się przebieraj. Do zobaczenia.-Pocałowała ją w policzek i wybiegła. Annabelle szybko się przebrała. Przejrzała się w lustrze. Przed nią stała jakaś śliczna dziewczyna, a raczej kobieta w długich brązowych włosach, kwiecistej sukience rozkloszowanej do połowy uda i czarnych szpilkach. Straciła swoją pewność siebie. Wyglądała oszałamiająco, a i tak czuła się jak ofiara. Co jeśli będą z niej się śmiali? Westchnęła i usiadła na łóżku. Ściągnęła jedną szpilkę, gdy przed jej twarzą pojawiło się zobojętniałe spojrzenie Malfoya. Tak, ona jeszcze pokaże temu pieprzonemu arystokracie. Spojrzała na złoty zegarek dumne spoczywający na jej prawej dłoni, minęło dziesięć minut lekcji. Zerwała się z łóżka i chwyciła czarną torebeczkę na łańcuszku.


Dziękowała sobie w duchu, że czasem zakładała szpilki w domu. Była pewna, że gdyby nie te praktyki już dawno leżałaby na posadzce. Przed wejściem do klasy poprawiła włosy i wzięła głęboki oddech-teraz albo nigdy. Złapała za klamkę.


Wszyscy spojrzeli w jej stronę. Jedni patrzyli z zachwytem drudzy zastanawiali się kim ona jest. Nawet profesor Vector.


-Przepraszam za spóźnienie.-Do diaska, dlaczego nie ubrała zwykłych spodni i swetra? Nie dość, że się spóźniła to jeszcze w tym stroju zwracała na siebie uwagę wszystkich w klasie.


-W porządku panno…?


-Peterson. Annabelle Peterson.


Wszyscy wstrzymali oddechy. Nikt nie mógł uwierzyć, że to ona. W klasie rozniosły się szmery, jakim cudem ktoś mógł się zmienić, aż tak w ciągu godziny? Annabelle nie mogła się powstrzymać i spojrzała w stronę Malfoya. Patrzył na nią, owszem, ale wyraz jego twarzy był nieodgadniony. Usiadła w jedynej wolnej ławce. Czy chociaż raz nie mógł spojrzeć na nią jak na kobietę, a nie jak na jakiś nowoodkryty okaz w zoo? Patrzył na nią tym swoim nieprzeniknionym spojrzeniem i nic więcej. Przez całą lekcję czuła na sobie jego spojrzenie. Gdy odwróciła się, a on znów na nią patrzył miała ochotę wykrzyczeć o co mu do cholery chodzi, ale wiedziała, że nie byłoby to dobre posunięcie. Westchnęła i zaczęła notować.


Po skończonej lekcji ruszyła w stronę swojej wieży. Po drodze słyszała pogwizdywanie chłopaków i całkiem miłe uwagi. Uniosła dumnie głowę i uśmiechnęła się. Wtedy na jej drodze stanął nie kto inny jak Draco Malfoy. Uśmiech natychmiast zszedł z jej twarzy. Dlaczego przy nim traciła wszelką odwagę? Najbardziej zależało jej na tym by to on sprawił jej jakiś komplement, czy nawet popatrzył z uznaniem. Nie! On jedyny musiał być inny. Jak gdyby za wszelką cenę chciał jej udowodnić, że nie robi na nim wrażenia. Znów popatrzył jej w oczy i odszedł. Po prostu. Annabelle załamała ręce i popatrzyła jak odchodził. Zdenerwowana ruszyła w stronę wieży numer trzy.
***


Był już prawie w wieży, gdy zdał sobie sprawę, że zapomniał marynarki z klasy. Westchnął i przeczesał palcami swoje włosy. Wsadził ręce do kieszeni i zawrócił. Nie mógł przestać myśleć o Peterson. Jeszcze wczoraj wyglądała jak największa ofiara losu, a teraz? Jak mógł przez tyle lat nie zauważyć, że ma idealną figurę i jest strasznie kobieca? Gdy zjawiła się na lekcji… Odebrało mu mowę. Gdyby do klasy weszła inna seksowna dziewczyna-na pewno zacząłby flirtować, rzuciłby jakiś komplement. A tak gapił się jak kretyn na taką Peterson. Jak na złość wpadł na nią po drodze. Chciał coś powiedzieć, ale gdy tylko popatrzył w te niebieskie hipnotyzujące oczy… natychmiast odpłynął. Merlinie, jaka ona była pociągająca. Pierwszy raz był w sytuacji, w której to dziewczyna onieśmielała jego, a nie odwrotnie. Nie zrobił nic, po prostu odszedł. Jak jakiś kretyn. Brawo Draco, zachowałeś się jak prawdziwy mężczyzna, przeklął siebie w duchu.
***


Wpadła do dormitorium jak burza. Boże, jak ona go nie znosi! Zrzuciła z nóg szpilki i cisnęła nimi w kąt. Zrzuciła z siebie sukienkę i weszła do łazienki. Weszła pod prysznic i poczuła ukojenie. Ciepłe strumyki wody spływały po jej nagim ciele uspokajając. Teraz miała czas wszystko przemyśleć. Uśmiechnęła się, gdy przypomniała swoje zachowanie sprzed chwili. Tyle osób spojrzało na nią z uznaniem, a ona przejęła się jedną osobą? Owszem, Draco był najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, ale co po za tym? Powinna się cieszyć, że nie zwrócił na nią większej uwagi bo pewnie potraktowałby ją jak każdą inną. Jej uśmiech się powiększył, gdy przypomniała sobie wszystkie komplementy, które usłyszała w drodze do pokoju. To niesamowite jak szpilki i makijaż potrafią wpłynąć na życie. W zdecydowanie lepszym humorze wyszła z pod prysznica. Osuszyła się różdżką i przywołała bieliznę. Wyszła z łazienki i jednym zaklęciem zamknęła drzwi, nie chcąc żeby ktokolwiek widział ją półnagą. Z pudełka wyciągnęła dopasowane dżinsy i zwykłą białą bluzkę z długim rękawem, którą wsadziła do spodni. Na nogi założyła szpilki, które miała już dziś na sobie. Resztę ciuchów powiesiła do szafy lub poukładała w szafkach. Na ziemi leżała sterta starych ubrań. Zapakowała je do pudła, a wieko skleiła taśmą. Wezwała skrzaty i powiedziała, żeby oddały te ciuchy potrzebującym. Odetchnęła z ulgą, teraz zaczyna nowy rozdział.


Podeszła do toaletki i z rozpaczą stwierdziła, że jedyne co w niej jest to szczotka do włosów. Jednym zaklęciem wysuszyła i wyprostowała włosy. Otworzyła szafkę nocną i wyjęła z niej portfel. Wsadziła go do tylnej kieszeni spodni i wyszła z wieży. Błąkała się po całym zamku w poszukiwaniu kogoś znajomego, w końcu znalazła Harry’ego wychodzącego z jakiegoś pomieszczenia. Zawołała go. Reakcja Wybrańca była dosyć zabawna, najpierw podskoczył, później wpatrywał się w dziewczynę, a na koniec wytrzeszczył ze zdumienia oczy.


-Bella?! Ja nie wierzę…-Harry wyglądał dość komicznie. Dziewczyna wywróciła oczami i uśmiechnęła się.


-Tak, tak wiem. Posłuchaj błąkam się już wieczność po tym zamku i nie spotkałam nikogo znajomego więc czy poszedłbyś ze mną do Hogsmade? Muszę zrobić zakupy.


-Jasne, mogę iść.


Gdy tylko wyszli za bramy Annabelle poczuła wolność. W poprzednich latach cały czas siedziała w zamku, nawet wypady do Hogsmade wydawały jej się niepotrzebne. Tylko ona i jej dormitorium. Teraz mogła wychodzić kiedy chce. Co ważniejsze, ona teraz chciała wychodzić! W pewien sposób powinna być wdzięczna Malfoyowi, gdyby nie jego stosunek do niej pewnie teraz siedziałaby w dormitorium w warkoczu i za dużym swetrze. Uśmiechnęła się pod nosem.


***
-Merlinie, kobieto ile czasu można wybierać perfumy?!- Harry niecierpliwił się, ale widząc bezradną minę swojej przyjaciółki zaśmiał się.


-Ale obydwie są śliczne.


-To weź obie?-Annabelle pstryknęła palcami i włożyła je do koszyka.


Z Hogsmade wracali z kilkoma torbami zakupów. Harry kręcił głową, nie mogąc uwierzyć ile kobiety potrafią wydać. Słońce już zachodziło, ale wciąż przyjemnie grzało w plecy. Gdy tylko przeszli przez bramę Ginny ich zawołała. Razem z Ronem i Hermioną siedzieli na trawie. Annabelle pokręciła głową zabierając torby od Harry’ego i tłumacząc się, że chce je zanieść do pokoju. Prawda była taka, że była dość zmęczona tym dniem, za dużo wrażeń. Z uśmiechem wspinała się po schodach nucąc pod nosem jakąś piosenkę. Weszła do pokoju i zaczęła chować wszystkie kosmetyki, nowe ciuchy i buty. Na toaletce zostawiła flakoniki z perfumami i pudełko w biżuterią. Zadowolona z siebie rzuciła się na łóżko. Jak mała dziewczynka zaczęła piszczeć i się cieszyć. Nie mogła uwierzyć, że potrafiła zrobić tak wielki krok i zmienić swój wygląd. Po raz pierwszy od bardzo dawna zaczęła wierzyć w swoje możliwości. Uwierzyła, że jest kobietą.


***


Niebo pociemniało, a Annabelle po raz kolejny wzięła prysznic. Osuszyła się różdżką i założyła krótkie spodenki i białą, luźną bluzkę na ramiączkach. Zgasiła światło i wychodząc z łazienki zamknęła za sobą drzwi. Super, wszędzie panowały egipskie ciemności. Rolety były zasłonięte, światła zgaszone a różdżka leżała w szafce. Powoli zaczęła przesuwać się naprzód, gdy uderzyła stop coś twardego i drewnianego. Zaczęła klnąc w niebogłosy dodatkowo strącając coś z toaletki. Wtedy poczuła jakiś słodki zapach, zrobił krok i po jej ciele przeszedł piekący ból. Złapała się za stopę i zaczęła skakać. Wtedy ktoś wparował do pokoju krzycząc lumos i celując w jej stronę różdżką. Wyobraźcie sobie minę Dracona, gdy zobaczył stojącą na jednej nodze Annabelle.


-Draco? Co ty tu robisz?-podskoczyła do łóżka i usiadła ciężko wzdychając. Zraniła sobie stopę szkłem z rozbitej buteleczki.


-Chciałem zapytać o to samo.-dopiero teraz zdała sobie sprawę, że Malfoy stoi w progu w samych spodniach od piżamy. Godryku, jaki on był umięśniony. W dodatku musiał niedawno brać prysznic, ponieważ jego włosy były jeszcze wilgotne.-Twoje wrzaski było słychać nawet w moim pokoju.


Zarumieniła się lekko. Mogła zmienić swój wygląd, ale mimo wszystko i tak będzie tą samą niezdarną Annabelle. Westchnęła cichutko. W pokoju panowała niezręczna cisza. Draco przecież mógł wyjść, w każdej chwili, ale został sam nie wiedząc czemu.


-Wszystko w porządku?-zapytał, dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.


-Tak, jasne.-Draco spojrzał na nią i uśmiechnął się kpiąco.


-A stopa?


-Dam sobie radę.-o nie, nie chciała od niego pomocy. W ten sposób byłaby mu dłużna. Chłopak przewrócił oczami i pomału podszedł do dziewczyny-Mówiłam. Że. Dam. Sobie. Radę.-wycedziła, ale Draco jej nie słuchał. Za pomocą różdżki wyjął kawałki szkła i zabliźnił rany. Annabelle musiała przyznać, że dotyk chłopaka działał na nią kojąco. Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.


-Gotowe, nie dziękuj Peterson.-powiedział i uśmiechnął się cwaniacko. Ale dziewczyna już spała. Popatrzył na nią, na jej spokojny wyraz twarzy i lekko rozchylone usta. Merlinie, żadna dziewczyna nie może być, aż tak pociągająca. Naszła go ochota, żeby ją pocałować, ale wiedział, że byłoby to wobec niej nie w porządku. Stał kilka minut wpatrując się w nią i kłócąc się z własnymi myślami.


Zdobądź ją i tyle.
Zwariowałeś? Przecież to Peterson.
Nie, to niesamowicie seksowna Peterson.
Możesz mieć każdą.
Więc dlaczego nie ją?


~~~

No i jest drugi rozdział. Muszę przyznać, że jestem z niego zadowolona, nawet bardzo. Nie wiem czy uda mi się jutro coś wstawić. Muszę poważnie przemyśleć kiedy i będę wstawiała notki, tak aby pojawiały się systematycznie, ale myślę, że to będę wiedziała dokładnie po Nowym Roku.
Tak więc korzystając z okazji chcę życzyć wszystkim wesołych, ciepłych, spędzonych w rodzinnej atmosferze świąt i żeby Nowy Rok był sto razy lepszy od 2014 :*
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz